Prolog do Postmoralności._

by Maciej Zasada

Ludzie boją się wirusa, śmierci, rozpadu ładu i składu, rozpadu instytucji rodziny i kościoła, jeźdźców apokalipsy, jutra…
W obliczu niepewnej przyszłości jesteśmy zachowawczy – chcemy, by wszystko pozostało jak do tej pory. Niestety, jedną z elementarnych cech Wszechświata jest właśnie jego zmienność – we Wszechświecie nic nie pozostaje w bezruchu – żaden jego materialny czy idealny element czy stan. Najrozsądniejszą metodą percepcji świata jest więc akceptacja zmian, a nie strach przed tym, czego jeszcze nie było. Żyjąc w strachu przed przyszłością, paraliżujemy teraźniejszość. Ale to irracjonalne – przyszłość, jakakolwiek by ona nie była, powstanie przecież i tak – niezależnie od tego, czy się to komuś podoba, czy nie.
Przemiany, które wydarzą się na pewno, a które wzbudzają dziś wśród konserwatywnie nastawionych ludzi najwięcej emocji, dotyczą m.in. tak zwanych systemów wartości. Zajmijmy się niektórymi z nich…

Dekonstrukcja Wartości Sentymentalnych.

Wartości sentymentalne” to zbiór pokutujących w społeczeństwie archaicznych wartości, których egzystencja ogranicza się do poziomu pojęć, znaczeń i wyobrażeń. Moją tezą jest, że wartości te nie istnieją realnie.
Oto dlaczego:


Natura pojęć i wartości wewnątrz Natury.

„Granice mojej mowy wyznaczają granice mojego świata”
Ludwig Wittgenstein („Tractatus Logico-Philosophicus” zdanie 5.6):

Długo byłem pod wrażeniem tych słów i długo wierzyłem w ich bezwzględną i definitywną prawdziwość. Dziś wiem jednak ponad wszelką wątpliwość, że świat rzeczywisty, którego częścią jestem, istnieje przede wszystkim poza granicami określonymi tym, co wypowiadalne. Dziś wiem nawet więcej – nie istnieje żaden związek pomiędzy światem realnym (zwanym dalej „Naturą”), a światem pojęć i znaczeń.
Te dwa zbiory nie posiadają żadnych punktów wspólnych. Świat pojęć istnieje i jest realny tylko w kontekście artykułującej go świadomości, Natura zaś nie operuje w ogóle pojęciami (moja wielokrotnie przytaczana metafora: przydrożne drzewo może być przedmiotem opisu – może ono wtedy istnieć lub nie, posiadać liście lub inne atrybuty, stać po lewej lub po prawej stronie drogi – to samo realnie egzystujące drzewo jest jednak dokładnie takie, jakie jest – istnieje lub nie – a przede wszystkim nie podlega żadnym prawom dwuwartościowej dialektyki – tzn. jego istnienie lub nieistnienie nie może być fałszem).

Wszystko, co jest częścią niedialektycznego świata jest (nawet dla istoty posługującej się świadomością) co najwyżej obrazem, nie słowem.
W taki oto sposób pozostawiamy wczesnego Wittgensteina za sobą.
Granice mowy określają wyłącznie granice mojej logiki – nie świata. Światem rządzą inne logiczne prawa…albo dokładniej: prawa innej logiki.
Logika ta określa prawa bytu i niebytu, prawa ewolucyjnych jakości i ewolucyjnych korzyści (w tym naturalne dążenie do trwania i przetrwania) – to uniwersalna logika – logika Absolutu.

Rozumiejąc podstawową zależność w świecie człowieka, a mianowicie z jednej strony jego zależność od mowy i logiki pojęć, z drugiej zaś dalekoidącą niezależność świata realnych bytów od mowy i logiki pojęć, jesteśmy w stanie przeorganizować naszą rzeczywistość i wyzbyć się balastu pojęć istniejących i mających sens jedynie w obrębie świadomości, a którym błędnie przypisujemy znaczenie w realnym świecie (pojęcia określają byty Natury – same nimi nie będąc).

Błędem jest zatem stawianie pojęć na równi z przedmiotami, które te oznaczają.

Opisując butelkę Coli wywołujemy jej wyobrażenie/obraz u odbiorcy – istnieje jednak fundamentalna różnica pomiędzy opisem butelki, a jej rzeczywistym, stojącym na stole pierwowzorem, ta mianowicie, że wspominamy pierwowzór, w przeciwieństwie do opisu, nie może być przedmiotem (fałszywej) wypowiedzi (istnienie lub nieistnienie pierwowzoru butelki Coli jest całkowicie niezależne od istnienia i od jakości opisu).

Fakt ten jest o tyle istotny, że wprawdzie nieuwzględniony nie gra większej roli, ale raz skonstatowany ma przemożny wpływ na naszą rzeczywistość.

Fakt, że z jednej strony zdajemy sobie sprawę z zależności naszej perspektywy od mowy i od logiki pojęć, z drugiej zaś z absolutnej niezależności realnie istniejącego świata od mowy i od logiki pojęć, pozwala nam skorygować perspektywę na rzeczywistość. Fakt ten pozwala nam bowiem ustalić wzajemny stosunek pojęć posiadających sens wyłącznie w obszarze naszej świadomości i niezależnej od pojęć Natury.

Obowiązuje reguła: pojęcia oznaczają przedmioty a,b,c – a,b,c nie są pojęciami.

Idąc dalej tą drogą zaczynamy rozumieć, że wyznawane przez nas wartości istnieją tylko w obrębie świata pojęć – nie posiadają one żadnej niezależnej od świadomości realności. Wiedząc to, możemy inaczej spojrzeć na wszystko, co nas otacza. Konsekwencje nowej perspektywy dotykają dosłownie wszystkiego (pomyślmy o artykułującej swe prawa fizyce, której zadaniem jest określenie tego, co jest mierzalnym faktem i co dotyczy wyartykułowanych „praw Natury”: zachodzi tu elementarna, najgłębsza z możliwych sprzeczność między niezależnie od ludzkiej świadomości istniejącymi prawami niewerbalnej Natury, a jej wyartykułowanymi „prawami”, ich „logiką”, „semantyką” i „fizyką”).

To zmiana paradygmatu, jakiej w historii ludzkości jeszcze nie było.
To koniec dwuwartościowej podstawy ludzkiej świadomości, jaką znamy, to bomba atomowa rozwalająca nasz świat od środka.

Podświadomie wyczuwamy ten moment, dlatego tak ważne dla wielu stało się zachowanie chwiejącego się w posadach ładu – niektórzy nie są jeszcze gotowi, czują lęk przed tym, co nastąpi…nie chcą do tego dopuścić, wydaje im się, że zachowanie tradycyjnych wartości i dotychczasowego porządku logicznego uchroni od upadku ich rzeczywistość – rzeczywistość, w której funkcjonują, z którą wiążą swą ważność, w której czują się jak ryby w wodzie.

Jednym z lęków związanych z dokonującą się przemianą jest strach przed utratą tożsamości. Nasze tożsamości są dla większości z nas o tyle ważne, o ile umożliwiają one umocowanie indywidualnego istnienia, jego sensu i znaczenia na poziomie nadrzędnie zorganizowanego bytu. Bytowi temu przypisujemy przy tym ponadludzkie właściwości. Utożsamiając się z nim otrzymujemy w zamian coś na kształt udziału w jego potędze, w jego szlachetności, skuteczności, prawdzie i w innych przypisywanych mu pozytywnych wartościach.
Nadrzędne struktury grupowe pozwalają nam zaistnieć i zadziałać na wyższym poziomie organizacji. Okazuje się jednak, że istnienie w nich stabilnych wartości jest raczej życzeniem niż faktem.
To, czy nadrzędne struktury grupowe, takie jak rodzina, naród, wspólnota polityczna, czy religijna istnieją realnie i czy ich systemy wartości są dla nas wiążące, jest każdorazowo zależne od kontekstu świadomości, w którym dorastamy i w którym tkwimy.
Sam fakt, że większość z nas utrzymuje związki rodzinne i utożsamia się z daną wspólnotą, nie przesądza jeszcze o ich uniwersalnej realności. Struktury te, z ich instytucjami, granicami, trybalizmem, moralnością są bowiem strukturami obowiązującymi lokalnie, są więc logicznie niecałkowite (patrz: „Uogólnienie zdań logicznych Gödla”, a w nim znaczenie lokalności i uniwersalności dla zupełności systemów logicznych).
Ujmijmy to w następujący sposób: indywidualny byt (i zakres) nadrzędnych wspólnot grupowych nie dotyczy rzeczywistości…

Lokalna niezupełność pojęć „rodzina” i „naród” oraz sprzeczność instytucji Boga i Religii na uniwersalnym poziomie.

Ciąg kręgów wartości nadrzędnych rozpoczyna i w jakimś sensie definiuje się poprzez krąg podstawowy – krąg powiązań i wartości rodzinnych. To rodzina, jako instancja nadrzędna indywidualnego bytu, nadaje mu sens. To w niej ujawnia się sens przejścia od indywidualnej lokalności do uniwersalności, od jednostkowej impotencji społecznej, do omnipotencji wspólnoty.

Moim zadaniem jest tu reset znaczenia pojęć i ich wartości, zredukowanie ich do logicznego wymiaru, pozbycie się ich sentymentalnej otoczki, dlatego też działam – neguję sentymenty – nie tracę czasu na negocjacje.

Negacja wartości rodzinnych.

Motto: Pani Elisabeth Bahlmann (matka Karla Lagerfelda) do rodziny małżonka na jego pogrzebie: „Teraz nie jesteśmy już spokrewnieni.”


Uwaga: operuję skrótem
!

Teza: Instytucja rodziny to fake.
Dowód: Osoby a i b „dobierają” się i tworzą związek, który nazywamy „rodziną” (przy czym ich indywidualne korzenie, to źródła niezależnych od siebie przyczynowości a i b: osoby zawiązujące rodzinę są sobie zwykle zupełnie obce).
Po pewnym czasie w związku pojawiają się potomkowie. Ci rodzą się i dorastają w poczuciu realności i nierozerwalności przyczynowych więzów a i b (dzieci nigdy w swoim świadomym życiu nie mają do czynienia z obcością swoich rodziców i obcością ich rodzin – wradzają się w już raz zawiązany związek…)
OK. To przyczyna przywiązania dzieci do instytucji „rodziny” w największym skrócie i uproszczeniu…

Teraz rodzice tworzący tę instytucję.
a i b żyją w związku tak długo, jak długo jedno z nich nie umrze. W momencie śmierci jednego z małżonków nie ma już logicznej podstawy do dalszego trwania relacji między źródłami przyczynowości a i b. W mniej lub bardziej sentymentalny sposób kończy się więc ich związek. „Źródła przyczynowości” a i b stają się sobie na powrót obce, zatracają przy tym swoją indywidualną tożsamość w identyczny sposób, co ich opisany wyżej związek. Logiczna tożsamość samego związku a i b, jak i ich indywidualna tożsamość przestaje z czasem istnieć.
Wszystkie związki rodzinne rozmywają się więc wraz z upływem czasu i wraz z ludźmi, którzy ich tożsamość podtrzymują. Rodziny łączą się i rozpadają.

Wniosek: stabilne powiązania rodzinne nie istnieją. „Wartości rodzinne” to fake. QED

Przynależność do rodziny, jako do pierwszego kręgu uniwersalności społecznej, jest jak widzimy niewystarczająca, by instytucja „rodzina” miała znaczenie stabilnej wartości. Posiada ona jedynie znaczenie sentymentalne oraz praktyczne (prokreację i wychowanie potomstwa w sprzyjających warunkach).
Jedyne, co stabilne w instytucji rodziny, co jest w stanie przetrwać dłużej niż sam związek, to nazwisko. Ale nazwisko to też tylko słowo. Jako takie nie posiada ono bytu w naturalnej rzeczywistości – przekonują się o tym na własnym przykładzie młode mężatki zrzekając się od wieków swojego nazwiska rodowego na rzecz stabilizacji zakładanej wspólnoty rodzinnej.
To wystarczy.

O logicznej niezupełności instytucji rodziny nie warto nawet wspominać. Z uniwersalnego punktu widzenia jest ona ewidentna – rozpatrywanie rodziny jako wartości logicznie całkowitej miałoby sens jedynie wtedy, gdyby rodziną nazwać wszystkich ludzi na tej planecie. Tylko wtedy byłoby to konsekwentne.

Negacja wartości narodowych.
„Jako że grupa jako całość potrzebuje grupowego narcyzmu by przetrwać, będzie ona propagować narcystyczne postawy i przyznawać im cechę szczególnej szlachetności”.
Erich Fromm

Przewaga instytucji narodu nad instytucją rodziny polega na stabilniejszym umocowaniu tej pierwszej w czasie. Trwanie wspólnoty narodowej wydaje się, z punktu widzenia jednostki, niemalże „wieczne”. Historyczne przekazy potwierdzają stabilność narodowej narracji i jej ponadczasową, uniwersalną wartość. Ponadczasowa stabilność to najważniejsza „cecha” instytucji narodu. Z logicznego punktu widzenia to jedyna cecha, która odróżnia uniwersalny poziom nadrzędności grupy narodowej od poziomu nadrzędności grupy rodzinnej.
Niestety, ponadczasowość w odniesieniu do narodu to mit: bywały bowiem czasy, w których dzisiejsze narody, ich instancje i ich terytorialna integralność odbiegały od dzisiejszych lub nie istniały w ogóle.
Samo pojęcie „naród” jest pojęciem abstrakcyjnym, trudnym do zdefiniowania i nie posiadającym odpowiednika w Naturze. Konkretne cechy określające „naród” mają raczej do czynienia z instytucjami państwa, ich regułami, ich działaniem, prawem, moralnością, językiem (językami), niż z samą instytucją narodu jako taką.
Mimo tego, że narracja narodowa wyzwala silne emocje i skupia wokół siebie jak magnez metalowe wiórki, to nie posiada ona szczególnie stabilnej wartości – jej wyznawcy rozbijają sobie nawzajem łby pełne narodowych frazesów i precyzyjnie rozdzielającej dobro od zła logiki, i to nawet wtedy, gdy stoją po tej samej stronie barykady. „Naród” staje się platformą szerzenia nienawiści i podziałów (patrz: dzisiejsza polska rzeczywistość)…

Narodowa narracja okazuje się więc z uniwersalnego punktu widzenia niezupełna, a z lokalnego pełna sprzeczności.
Powodem jest fakt, że ”naród” jest jedynie pojęciem, przez co bytem nieistniejącym w rzeczywistości przedmiotów realnych. Tak samo, jak absurdem jest więc określanie przydrożnego drzewa mianem „polskiego” (gdyż drzewo to nie posiada żadnych cech odróżniających je „narodowo” od innych drzew rosnących w innych częściach świata) tak i absurdem jest określanie siebie samego jako Polaka, Rosjanina, czy Hiszpana. Wszystko, co wydaje się nam własną „cechą narodową”, cechuje w pozytywnym lub negatywnym sensie przedstawicieli innych narodów w tym samym stopniu, co nas samych. Jesteśmy jak drzewa: umocowani w Naturze, w której żadne nasze przynależności, partykularyzmy, czy cechy nie grają roli, w której ptaki, wilki, rzeki, chmury, wiatr i słońce swobodnie przekraczają granice państw i narodów, wskazując na ich obiektywne nieistnienie w realnym świecie.

Aby to pojąć należy zrozumieć, że realność znaczeń, którymi określamy i opisujemy przedmioty, nie ma nic wspólnego z realnością przedmiotów przez nie określanych i opisywanych. Mimo tego, że pojęcia opisują przedmioty Natury, to sama Natura jest niema (niewerbalna).
Między Naturą i światem pojęć nie istnieje więc relacja sprzężenia zwrotnego. Pojęcia istnieją i zamykają się we własnych, nieprzekraczalnych granicach. Nie istnieją w pozawerbalnym świecie…
Samo określenie „Naród” to słowo. Słowa nie posiadają realnego, tożsamego z ich znaczeniem bytu w świecie przedmiotów Natury.
Mowa jest więc wylęgarnią i przechowalnią pokutujących w nas bezwartościowych mitów: sentymentów i emocji. Te posiadają tylko semantyczne, nie faktyczne znaczenie, nie posiadają bowiem podstaw, czy pierwowzorów w realności świata, w którym to światło powoduje, że przedmioty rzucają cień…

Narody i państwa nie posiadają uniwersalnego znaczenia. Ich sens ogranicza się do powierzchni tej planety. Jeśli w to nie wierzysz, wyobraź sobie następującą wyimaginowaną sytuację: na konferencji Wielkiej Międzygalaktycznej Konfederacji ma zabrać głos przedstawiciel Galaktycznej Grupy Virgo, a po nim Prezydent Republiki Bułgarii. Prawda jakie to niedorzeczne?


Negacja dwuwartościowej instytucji Bóstwa.

„Bóg jest z nami”, to znaczy z kim, bo nie może przecież, jako stwórca wszystkiego, być z „nami” przeciw czemukolwiek…?

Mechanizm nadrzędności grupowej jest zawsze taki sam, niezależnie od tego, czy chodzi o mechanizm nadrzędności rodzinnej, narodowej, ideologicznej, czy religijnej – impotentna społecznie jednostka utożsamia się z nadrzędnymi systemami wartości i otrzymuje w zamian prawo do uczestnictwa w ich „potędze”, „szlachetności”, „prawdzie” czy tak zwanej „uniwersalności”.

W przypadku rodziny, to przynależność do nepotycznego związku wspierających się wzajemnie, posiadających wspólne cechy genetyczne indywiduów, w przypadku narodu, to grupowa przynależność do chroniącej wspólne cele i wartości nadrzędnej instancji. Utożsamianie się ze wspólnotą religijną daje poczucie bezpieczeństwa i moralnej pewności, gdyż potęgą takiej wspólnoty jest jej domniemane i zakładane a priori powiązanie z samą instytucją rozstrzygającego wszystkie spory Bóstwa.
Istnienie wykluczających się wzajemnie wspólnot religijnych, roszczących sobie jednocześnie prawo do wyłączności tego „powiązania”, utwierdza w przekonaniu, że wszystkie one mają lokalny, nieuniwersalny zasięg. Ich lokalność kłóci się z domniemaną, zakładaną i wyznawaną uniwersalnością samej instytucji Boga.

Bóg, jeśli istnieje, nie posiada religii. Każda religia jest bowiem tworem werbalnym, istniejącym lokalnie w obrębie artykułującej ją świadomości, a nie poza nią – w realnym świecie (to ważne spostrzeżenie – jest przeciwstawne religiom „Słowa” (Logos), w tym judaizmowi, islamowi, chrześcijaństwu (pardon), a kongruentne z szamanizmem (o ile wiem co mówię – nie jestem znawcą szamanizmu)).

Istnienia Boga nie sposób wykluczyć z punktu widzenia ziemskiej lokalności – a to z uwagi na jego wspomnianą uniwersalność – można jednak i trzeba z całą stanowczością wykluczyć prawomocność supremacji lokalnie obowiązujących religii nad innymi i wyższości ich relacji z Bogiem („nasz Bóg jest prawdziwy”), i to niezależnie od jakości i ilości zainstalowanych tu świątyń i niezależnie od ilości modlących się w nich wiernych.

To bezwzględna reguła – prawdziwa religia słowa nie istnieje. Jej „prawdziwość” jest logicznie wykluczona.

Żadna lokalnie obowiązująca, ograniczona dogmatem religia nie jest tworem mającym cokolwiek wspólnego z Bogiem – bytem uniwersalnym – także ze względu na preferowany w stosunku do religijnej „konkurencji” mechanizm wykluczenia.
Mechanizm wykluczenia jest metodą stabilizacji lokalnego status quo, jest metodą uniknięcia konfrontacji z argumentacją strony przeciwnej, przeciwko której nie udało się wypracować skutecznej metody. Wykluczenie jest wreszcie metodą uniknięcia odniesienia do niwelującej indywidualną wartość uniwersalności Absolutu, jest metodą przetrwania za wszelką cenę…lokalnie…na przekór wszystkiemu. W dogmacie.
…W pewnym momencie bowiem, kiedy nie sposób pogodzić idei uniwersalnego Boga ze swoją własną czasoprzestrzenną i ideologiczną lokalnością, nie pozostaje nic innego, jak przyjąć dogmatyczną pozycję wobec otaczającego świata. To koniec i ostateczna porażka instytucji Religii jako nadrzędnej wartości…dogmatyzm religijny w Polsce jest widoczny gołym okiem. Pojawiają tu wszelkiego rodzaju obrońcy ładu, kościoła, obyczajów, moralności… czego bronią i przed kim?

Mówiliśmy już o fundamentalnej różnicy między opisem przedmiotu p i realną egzystencją p w rzeczywistości. Ustaliliśmy, że te dwa stany istnienia p nie mają z sobą nic do czynienia, że należą one do dwóch odrębnych światów. Z takiego założenia wynika bezpośrednio, że jakakolwiek religia opisująca istotę Boga, musi wręcz kolportować jego niecałkowity, fałszywy obraz. Kiedy bowiem przyjąć rzeczywiste istnienie Boga, to każdemu opisowi Jego istoty musi brakować jednej z Jego najistotniejszych części: jego istnienia w niewerbalnych aspektach, w niewypowiedzianych prawach i mechanizmach Natury.

Perspektywa Boga.

Wiem jak trudno jest się w dzisiejszej Polsce przebić z wymagającymi, nieoczywistymi myślami. Pojawiają się tutaj co rusz nawiedzeni zaklinacze rzeczywistości, „manualiści”, którzy w umiejętny i dość prostacki sposób tłumaczą najbardziej zawiłe kwestie. Tu niemożliwa stała się nie tylko niebinarna seksualność, także niebinarne, wielowątkowe , abstrakcyjne myślenie stoi w dzisiejszej Polsce pod pręgierzem.

Dlatego „uszami wyobraźni” słyszę już pojawiające się głosy, że jako ateista czy agnostyk nie mam prawa do wypowiadania się na temat religii, kościoła, czy Boga.
Ja jednak wypracowuję sobie to prawo – wprawdzie nie coniedzielnym odprawianiem guseł, ale wyobrażeniem, w jakich okolicznościach funkcjonowałby na tej Ziemi realnie istniejący „Bóg”. Z jakimi problemami musiałby się borykać, będąc człowiekiem wśród ludzi lub myśląc podobnie jak jego wyznawcy.
To, że miałby z tym problem nie ulega wątpliwości, a z racji tego, że musiałby być, jako instancja nieśmiertelnej świadomości, instancją kumulującą i przetwarzającą doświadczenie całych pokoleń od zarania dziejów, to stan, w jakim odnalazłby dzisiejszą dialektyczną ludzkość, nie byłby dla niego powodem do radości.

Wiedzcie bogobojni, że jakość Waszej wiary byłaby dla Waszego Boga nie do zniesienia, jeśli istniałby wśród Was i jeśli byłby świadom tego, co w jego imieniu czynicie.

Doświadczenie całych pokoleń rozwalających sobie nawzajem łby nie nauczyło Was niczego, znów sięgajcie po pałki teleskopowe lub „różańce”, by wbić nimi do „nierozumnych”, „opętanych” głów, co oznaczają nieprzemijające wartości, co dobre, a co złe, jak żyć, by żyć według jedynie słusznych reguł.

Życie Boga pośród Was byłoby zaiste piekłem…dla Niego!


Logika.
Odkrywamy wspólnie dwie stałe. Po pierwsze fakt, że byty sentymentalne, takie jak „rodzina” czy „naród” nie istnieją realnie (to, co stało się ostatnio w Stanach Zjednoczonych potwierdza moją tezę – naród, który uważa wszystko, co powiązane jest z jego symbolami za święte, musiał przyglądać się biernie, jak jego kapitolińskie świętości obnoszone są jak trofea przez motłoch – to nie przejdzie bez echa) – jeśli przypatrzeć się ich istocie, to nie pozostaje w nich wiele z tych wartości, w których istnienie zainwestowaliśmy poczucie własnej ważności. Tak jest, w wartości, które wzbudzają największe emocje inwestujemy samych siebie. Uszlachetniamy to, z czym się utożsamiamy, w co inwestujemy osobistą wartość – propagowanie i uszlachetnianie wartości grup, z którymi się utożsamiamy jest więc w dużym stopniu podyktowane narcyzmem, w najlepszym razie grupowym egocentryzmem „wyznawców”.
To w imię własnej wartości podnosimy wartości naszych ideologii, narodów, czy Bogów. To narcyzm jest powodem trwania nieistniejących w rzeczywistości wartości i różnic między nimi.

Drugą odkrytą dziś stałą jest logiczna struktura przeciwstawnych sobie wartości grupowych – jest ona zawsze i wszędzie taka sama. Treść patriotycznych pieśni wrogich, zagrażających sobie wzajemnie narodów, czy grup społecznych, ich szlachetne przymioty; szlachetne przymioty wzajemnie wykluczających i negujących swoje wartości religii, czy ideologii są zawsze i po wszystkich stronach barykady takie same, niezależnie od każdorazowego punktu widzenia i lokalnie obowiązujących okoliczności.

Jeśli więc zastanowić się nad własnymi preferencjami ideologicznymi, nad własnym poczuciem (moralnej) wyższości w odniesieniu do tych, których ideologicznych zapatrywań nie podzielamy, jeśli zastanowić się z jednej strony nad nienawiścią, którą z estetycznych powodów żywimy czy to do „pisiorów”, czy to do „antify”, czy to do „lewaków”, czy do „prawaków”, z drugiej nad tym, że uczucia, które żywimy do nich nie istnieją realnie, jak również nad tym, że to, co po takiej dekonstrukcji pozostaje z naszych przeciwstawnych sobie przekonań i preferencji, to odkryjemy cechę występującą wszędzie i wspólną nam wszystkim – bezwzględny narcyzm i egocentryzm.
Nasze przywiązanie do pewnych ideologicznych, religijnych czy innych walorów, do wspólnot, które transportują wartości, z którymi się utożsamiamy, jest więc propagowaniem narcystycznych postaw i przyznawaniem im szczególnej szlachetności w imię i w interesie własnej, indywidualnej pozycji.

Oto, co następuje i co musi się wydarzyć:


Przewartościowanie wartości logicznych.

Logika, którą posługujemy się do tej pory nie spełnia warunków logiki uniwersalnej – ta pierwsza jest bowiem logiką zdań i już samo to przesądza o jej ograniczającej się do semantyki prawdy i fałszu skuteczności. Fakt, że zdania mogą być albo prawdziwe albo fałszywe przesądza również o jej dwuwymiarowości.
To, że jest ona nieadekwatna w kontekście Natury okazuje się już na poziomie fizyki kwantowej, gdzie logika ta z jej przewodnią zasadą wykluczonego trzeciego nie obowiązuje (podstawowy stan istnienia obiektów kwantowych – stan superpozycji – jest jednoznacznym zaprzeczeniem tej wykluczającej sprzeczność zasady logicznej).
Ale również samo pojęcie prawdy, fundamentalne dla logicznego mechanizmu wykluczeń, jest pojęciem niespotykanym w naturze – jak wspomniałem wcześniej to, czy dany przedmiot p istnieje w danym czasie i miejscu może być wprawdzie przedmiotem mniej lub bardziej prawdziwej relacji, rzeczywiste istnienie lub nieistnienie przedmiotu p w danym punkcie czasoprzestrzeni nie podlega dyskusji (jego stan istnienia nie podlega ani semantycznej ocenie, ani dialektycznej interpretacji – stan ten obowiązuje absolutnie – i to nawet w ramach klasycznie pojętej rzeczywistości – nasze przydrożne drzewo istnieje lub nie istnieje, niezależnie od poziomu świadomości, wiedzy, czy dobrej woli obserwatora, a przede wszystkim niezależnie od jego prawdomówności).

Okazuje się, że przecząc istnieniu wartości w rzeczywistości przedmiotów Natury burzymy przy okazji fundament dwuwartościowej logiki, na której opieramy swoją argumentację. Zakładając bowiem nieistnienie pojęć w niewerbalnej Naturze i na poziomie Absolutu, zakładamy nieistnienie „prawdy” i „fałszu” jako obowiązujących absolutnie wartości logicznych. Pojęcia te, jak i wszystkie inne, mają bowiem sens wyłącznie w kontekście artykułującej lokalnie świadomości.

Pojęcie prawdy jest zatem pojęciem mającym sens jedynie lokalnie i w obrębie posługującej się dwuwartościową logiką świadomości. Prawda i fałsz jako takie nie istnieją w uniwersalnym kontekście logicznym Absolutu.

Konsekwencja: w kontekście Absolutu nie mogą istnieć ani dobro, ani zło…


Przewartościowanie wartości etycznych…postmoralność.

Dualna moralność nie może dotyczyć Absolutu i jego instancji, jako że nie dotyczy ich nasz dwuwartościowy system logiczny.
„Dobro” i „zło” to pojęcia odnoszące się do dwuwartościowej przestrzeni logicznej i mające wyłącznie w jej kontekście sens. „Dobro” to nic innego jak prawda, „zło” to fałsz.
„Dobry pasterz”, to ten, który mówi prawdę, który nie zwodzi; „zły” ma swoje cele, które osiąga przez stosowanie perfidii i kłamstwa.

Natura jest wolna od moralności. Jeśli logika prawdy i fałszu jest przyczyną moralności i jeśli zarówno ta logika, jak i ta moralność nie mają nic wspólnego z Naturą i jeśli założyć, że Bóg byłby częścią Natury, albo nawet nią samą, to można przyjąć, że moralność dotycząca człowieka, nie dotyczy Absolutu i jego instancji…
Oznacza to, że chcąc utrzymać w mocy uniwersalne wartości Absolutu i chcąc utrzymać w mocy uniwersalną instytucję Boga, musimy osiągnąć pewien stopień świadomości (gotowości) oraz wyrzec się nieuniwersalnej logiki i nieuniwersalnej etyki dobra i zła. Nasza logika i nasza etyka muszą stać się uniwersalne, w przeciwnym razie pojęcia „Absolut”, jak i „Bóg” stracą dla nas jakikolwiek sens. Nasza raz zaistniała świadomość rzeczywistości odstać się bowiem nie może – rozróżniamy już pomiędzy przedmiotami Natury, a przedmiotami artykułującej je świadomości.

W jaki sposób pozbyć się więc balastu moralności? Co ze sprawiedliwością? Jej prosty, klasyczny mechanizm zemsty („oko za oko”) wydaje się do tej pory niepodważalny – jakże reagować na kradzież, na niegodziwość, na doznaną krzywdę? Nadstawiać drugi policzek?
Otóż przestrzenie Absolutu nie są dla wszystkich. Absolut to taki stan istnienia, w którym żyć mogą tylko i wyłącznie bezkompromisowe Pięknoduchy – Bogowie lub współczujące istoty, nierozróżniające między dobrem a złem, zwracające uwagę tylko na to, co rzeczywiste i nie biorące przez to pod uwagę, nieistniejących realnie, moralnych, ideologicznych, czy konfesjonalnych preferencji i emocji.

Optymizmem napawa fakt, że wychowanie takich właśnie istot jest możliwe. Wychowanie w duchu wartości uniwersalnych.

Nihilizm i jak go uniknąć?

W powyższym tekście rozprawiłem się z sentymentami i stworzyłem logiczną podstawę nowej racjonalności. Uważny czytelnik zauważył przy tym na pewno, że zdekonstruowałem większość fantomowych wartości, którymi zaprzątały sobie dziś głowę. Uważny czytelnik odniesie też słusznie wrażenie, że doszliśmy wspólnie do granic nihilizmu i nawet je przekroczyliśmy, co oznaczałoby, że przedstawiony tu system filozoficzny byłby tautologią (co nie byłoby nawet takie złe, gdyby chodziło mi o posiadanie klucza do definitywnej prawdy, ale że istnienie takiej prawdy jest ze względu na samozwrotność (self-reflexivity) mowy niemożliwe, wiemy, że należy poszukiwać dalej). I o dziwo znaleźliśmy już wyjście z tej semiotycznej pułapki.

Jest nim omawiany wcześniej system wartości absolutnych.

Dochodząc formalnie do granic semantycznych możliwości dwuwartościowej logiki, otwieramy w sposób naturalny nowy rozdział – zostawiamy za sobą świat wartości obowiązujących i wiążących lokalnie i zwracamy się ku wartościom i racjonalności obowiązującym uniwersalnie.

W naszych przemyśleniach dotarliśmy do wniosku, że ewentualny Bóg nie mógłby posiadać swojej własnej, ani być zwolennikiem jakiejkolwiek ziemskiej religii. Wykazaliśmy logiczną nieadekwatność instytucji religii (jako logicznego systemu wiążącego lokalnie) i instytucji Boga (jako systemu uniwersalnego). Nieadekwatność religii w stosunku do Boga ukazuje się na lokalnym poziomie jako sprzeczność pomiędzy uniwersalnym pojęciem Boga – stwórcy wszystkiego, a lokalnie obowiązującymi systemami religii, które z uniwersalnego punktu widzenia stoją do siebie w sprzeczności (np. konkurują ze sobą o miano „prawdziwych”). Ta sama nieadekwatność religii w stosunku do instytucji Boga ukazuje się z uniwersalnego punktu widzenia jako niezupełność: religie nie mogą być systemami logicznie zupełnymi, gdyż nie obowiązują uniwersalnie (mimo tego, że bardzo by chciały) – już sam fakt istnienia różnych, lokalnych, konkurujących z sobą i nie zawierających w sobie przeciwstawnych koncepcji religijnych wyklucza ich indywidualną uniwersalność i co za tym idzie zupełność. Taka nieosiągalna na lokalnym poziomie argumentacji uniwersalność musiałaby jednak bezsprzecznie cechować istotę Absolutną – Boga, jak i jego ewentualną religię prawdy.

Perspektywa ewentualnego Boga, albo instancji Absolutu, jest zatem perspektywą nieskażoną jakimkolwiek konfesjonalizmem. Te dwa światy – Bóg i religia – nie przystają do siebie i się wzajemnie wykluczają. Fakt.

Wróćmy do naszych dociekań. Stojąc nad zgliszczami starego porządku logicznego możemy wpaść w rozpacz nie posiadając żadnego punktu zaczepienia dla naszej racjonalności. Straciliśmy wszystko, na czym opieraliśmy naszą świadomość do tej pory: porządek logiczny, wartości i ich sens.

To, że wyznaczyliśmy wcześniej podstawy nowej racjonalności nie może być więc i nie jest przypadkiem.

Z dwóch stojących teraz do wyboru alternatyw: alternatywy pozostania w obrębie starej dwuwymiarowej racjonalności, oraz alternatywy wydostania się na zewnątrz i rozwinięcia koncepcji racjonalności opartej o wartości uniwersalne (a przynajmniej o perspektywę Absolutu). Osobiście wybieram tę drugą.

Jak już wspominałem, chodzi mi o logiczną perspektywę instancji Absolutu. Nie chodzi mi więc o wmawianie komukolwiek, że jest Bogiem, ani że Bóg istnieje realnie i rozporządza perspektywą p. Chodzi mi o projekcję perspektywy własnego Ego na byt obowiązujący uniwersalnie, którego istnienie na nasze potrzeby zakładamy. W sumie chodzi mi o pozbycie się własnej perspektywy, o wyzbycie się lokalnych preferencji i emocji z nimi związanych. Aby to umożliwić i ułatwić analizowaliśmy wirtualną rzeczywistość wartości i stwierdziliśmy, że one nas nie dotyczą.

Droga stoi więc otworem.